Tekst luźno inspirowany korpo, żeby nie było. Ale obrazujący trend ogólnopolski.
Gertruda (imię zmieniono, bo ludzie w naszym korpo mogą pochełpić się bardziej współczesnymi). Gertruda siedzi więc i klnie pod nosem, że „zasrana korpo. Zasrane maile. Zasrany poniedziałek”. Tyle fizjologii, a wokół minimalistyczny, sterylny open spejs. Równo poustawiane kwiaty w donicach z Ikei. Klawiatury pachnące od detergentów. Wszystko lśni i błyszczy jak popsikane lakierem do włosów Taft All Weather. A tu takie monologowe fekalia. Wychodzi na to, że robimy w korpo wychodku i jesteśmy szambonurkami.
Poniedziałek. Ludzie wiszą na komputerach jak przedwcześnie wyjęte z grobu wisielce. Sini z niezadowolenia. Popierają brody rękami i czekają na dwunastą, jakby za czekanie należał się bonus.
Podrywają się wtedy z krzeseł jak zmartwychwstałe zombie i udają do kuchni jak na darmowy koniec świata. Ja kontynuuję passę unikania Sodexo Lunch Baru i oszczędzania na ichniejszych pierogach o smaku placków i plackach o smaku pierogów. Na dziś nagotowaliśmy makaron z sosem grzybowym. Bez grzybów. Inspiracja Sodexem wyraźniejsza niż Księżyc na niebie w Krakowie.
Do mikrofalówki nie idzie się dopchać. Ludzie siedzą, utyskują na warunki odgrzewnicze jedzenia. Narzekają, jakby mieli im za to co najmniej podwoić pensje. Narzekają, że jedzenie zimne. Praca monotonna. Pensja przykrótka jak jesienny płaszcz z wyprzedaży ze Stradivariusa. Że korpo wybudowane na peryferiach miasta i dojechać na czas nie idzie. Że dostawcy i klienci piszą maile, a czasem to nawet śmią zadzwonić. Zmarnowane życia. Przegrane kariery. Tragedie na miarę tsunami połączonego z plagami egipskimi.
Jak tak siedzę i słucham, to mój makaron na zimno z sosem grzybowym bez grzybów przestaje smakować zimnymi grzybami. Ktoś kwituje, że „już nie może”, inny, że „dłużej to się przecież nie da”. No to niech się położą i poumierają, skoro tak. Niech sobie poderżną nawzajem gardła. Albo w wersji light – złożą wypowiedzenie. Wydruk stosownego dokumentu trwa 30 sekund. Podpis, w zależności od długości imienia i nazwiska, drugie 30 sekund. Minuta i po krzyku. A jaki zysk czasowy na skończonych utyskach.
Tak szczerze? Pracy mamy na 8 godzin. Korpo jak korpo. Ale lepsze ani gorsze. A jak każde korpo, położone poza ścisłym centrum. Można dojechać własnym samochodem, rozkoszując się stanem posiadania. A mniej majętni i mniej zmotoryzowani (w tym ja) mają okazję objechać autobusem całe miasto. Snuć poranne rozważania nad zabudową Krakowa, pogodnymi pastelowymi osiedlami (polska pasteloza) i zasnutym romantyczną mgiełką smogu centrum. Można po drodze poczytać książkę. Papierową. Albo głaskać ekran iPada, tudzież innego ekranowca. Korona z głowy nie spada w trakcie podróży. Nawet na zakrętach.
Dojeżdżamy do korpo z koronami na głowach. Siedzimy 8 godzin. Jemy, pijemy, odbieramy telefony, odpisujemy na maile. Wychodzimy z uśmiechem na twarzy i z czapką w ręku, bo wiosna się już zrobiła tej zimy i wieczory ciepłe.
W korpo pod nosem mamy: automat z kawą, herbatę, cukier. Pod ręką: czajniki elektryczne, automat z wodą. Pod dupą: papier toaletowy, sterylne kible i odświeżacze do powietrza w każdej kabinie. Zimą mamy ciepło na spejsie. Latem – przyjemną klimę, wentylującą nas z sufitu. Centralnie pod nami – bar. (Bar to akurat osobny temat, bo smak i cena pozostawiają pole do osobnego tekstu. Ale jest. I to co serwują ma zastosowanie spożywcze.)
Mamy telefony na które dzwonią nam śmieszni bądź mniej śmieszni ludzie. W różnych językach. Korpo wieża Babel. Można się pośmiać, można być wyśmianym. Można się czegoś nauczyć. Można nie zapomnieć raz nauczonego języka. Maile na skrzynkach mamy. Nie dziwota. Bo dziennie wysyła się około 294 miliardów maili na świecie. 2.8 miliona maili na sekundę. (Serio.) Bogu dzięki, że tak znikoma część trafia do nas.
Ale nie. Im wiecznie źle. Wiecznie za dużo maili. Za długie rozmowy telefoniczne z dostawcami. Skoro nie oni płacą rachunki za telefon, to co im szkodzi. Ręce opadają. Najlepiej to by tak zrobić wyjazd firmowy do Afryki. W jakieś porządne skupisko HIVu, malarii i deficytu wody. Jeszcze może jakaś wojna by się trafiła w tle.
Jeśli spodobał Ci się tekst, to super! Gdzieś tam cieszę się jak dziecko i skaczę pod sufit mojego ośmiometrowego strychu. Udostępnij, proszę, podlinkuj, przescroluj jeszcze raz. Wpadaj też częściej na zimę i na Facebooka. Much love!
braga
ja już na starość nie odejdę :-) umrę przy kompie , chyba że mnie prędzej mój teamleader wykończy …
PolubieniePolubienie
fotoformatik
Ja na szczęście opuściłem swoją wieżę Babel… po 15 latach. I teraz myślę, że trzeba było wcześniej – żeby żyć.
PolubieniePolubienie
Agata Hiacynta Wieczorowska
Dziękuję za utwierdzenie mnie w tym przekonaniu! :-)
PolubieniePolubienie
jukkasarasti
Ja bym tam nie narzekała przesiedlona do Afryki. Ja bym tego nie przeżyła. Tak normalnie, fizycznie. Upał by mnie zabił. A że oni tam, jak 10 km dziennie zasuwają po wodę to nie narzekają? No, jakbym miała tyle zasuwać to też bym nie narzekała… tylko zasuwała. Jakbym była miejscowa, bo jakby mnie kto tam przesiedilł – patrz zdanie 2.
PolubieniePolubienie
dzascik
Ale fajny blog! Pozdrowienia z innej korpo, też mamy słabe mikrofale ;)
PolubieniePolubienie
misukinalahoffen
Przynajmniej macie ekspres do kawy :-)
Marudzić można od czasu do czasu, ważne by za tym szły jakieś konstruktywne propozycje zmian na lepsze, a nie by kończyło się tylko na gadaniu.
PolubieniePolubienie
Agata Hiacynta
Prawda. : )
PolubieniePolubienie
Tochybaomnie
Podoba mi się Twój styl pisania. Pracowałam w korpo 2,5 roku, narzekałam. Zmieniłam pracę i staram się nie narzekać, bo dochodzę do wniosku, że w każdej pracy będziemy narzekać, bo praca to praca i pracować zdecydowana większość z nas musi.
PolubieniePolubienie
Agata Hiacynta
Gratuluję decyzji. :-) Ja też muszę odejść z korpo. Ot co. ;-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tochybaomnie
Capgemini Kraków? (Wywnioskowałam z posta o przeprowadzce). Ja zasilałam szeregi ,,Capcia” w Kato ;-) Gdzieś pracować trzeba. Narzekanie narzekaniem, ale gdybym nie dostała oferty pracy w miejscu zamieszkania to pewnie nadal bym tam siedziała ;)
PolubieniePolubienie
Agata Hiacynta
Kapeć nie taki zły. Zależy jaki projekt się utrafi. Umieralnia na której nie ma co robić. Albo zapierdol dla korpo zombich. Do wyboru do koloru. :-)
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tochybaomnie
Ja byłam na zombie-projekcie ;)
PolubieniePolubienie
Agata Hiacynta
Musiało boleć. [*]
PolubieniePolubione przez 1 osoba
qavtan
Polecam pracę w bibliotece, jest fajnie :]
PolubieniePolubione przez 4 ludzi
Agata Hiacynta
Do rozważenia. :-)
PolubieniePolubienie
qavtan
Ile osób dojeżdża do korpo na rowerach? Ponoć taka dawka ruchu skutecznie pobudza pozytywnie :]
Ja pracuję w budżetówce, czasem ludzie narzekają, ale generalnie są zadowoleni. Jak już przyjdzie do takiego gruntownego podsumowania to zdecydowanie nikt nie narzeka :]
PolubieniePolubienie
pnamelessw
Ktoś mi kiedyś powiedział że u mnie nie może być dobrze, bo jakbym nie miał na co marudzić, to bym umarł. Może to i prawda, może nie. Na razie mam na co marudzić i żyję :) Dziwię się ludziom którzy nienawidzą korpo i w nim pracują 8 godzin codziennie. Ja korpo nie lubię więc pracuje na swoim, przy komputerze, czasem 8 a czasem 14 godzin, przy nieopłacalnych zleceniach… Żyć nie umierać :) ale poczucie wolności jest, można sobie potem pospać dwa dni. Chyba to marudzenie mamy we krwi, teraz np. jesteśmy na etapie marudzenia na tych co marudzą :) Kiedyś na chwilę przestałem ciężko wzdychać i marudzić, przychodzę gdzieś z uśmiechem na ustach to się krzywo patrzą. A temu to za dobrze? Jak się dowiedzą że nie zwariował i naprawdę dobrze, to zazdroszczą. Trzeba go szybko przekonać że nie jest dobrze, a jak się nie uda to trzeba mu zrobić tak, żeby dobrze nie było. Więc polak już tak na wszelki wypadek marudzi na wszystko wszystkim dokoła.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agata Hiacynta
Narzekam, więc jestem… Polakiem. ;-)
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
Olga Cecylia
Identyczne narzekania słyszę u siebie w biurze, chociaż to nie korpo, a kolejka do mikrofalówki na najwyżej 2 osoby. Identycznie narzekały moje koleżanki-kelnerki, kiedy pracowałam w restauracji. I zapewne identycznie będą sapać ludzie w każdej pracy, jaka mnie czeka w przyszłości. A ludzie w Afryce idą po wodę 10 km w jedną stronę po pustyni…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Agata Hiacynta
Polacy narzekają wszędzie. Ciekawe, ile narzekaliby przesiedleni do Afryki.
PolubieniePolubienie
Ems
Ale to nasz narodowy sport! Sposób komunikacji! Bo ile można o tych sukcesach, o których nikt nie chce słuchać albo planach urlopowych, które cieszą jedynie wybierającego się na urlop? To komunikacja „na Polaka” – „no niech pani spojrzy jaka ta młodzież niewychowana” i rozmowa dalej płynie wartkim nurtem, znajomość na całe życie i BFF.
PolubieniePolubione przez 2 ludzi